Jakby za dużo grzybów w barszcz - "Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3"

"Kogel-mogel" i jego druga część "Galimatias" to już klasyka polskiego kina. Jeżeli dorosły Polak nie widział tych filmów, to należy raczej do wyjątków. Mimo, że obecnie oba filmy spotykają się z głosami krytyki, sugerującymi że są bardzo seksistowskie, to wiele osób ma sentyment do opowieści o Kasi Solskiej, która za wszelką cenę chciała studiować i zostać nauczycielką, a ostatecznie wyszła za mąż i wróciła na wieś. No i zapewne na bazie tego sentymentu, powstał kolejny film nawiązujący do "Kogla-mogla". Ale czy jest to "komedia taka jak dawniej"?


Zdecydowanie należę do osób, które lubią "Kogel-mogel". Nie obrażam się o seksizm, ponieważ jest to, moim zdaniem, bardzo dobry obraz rzeczywistości. Wychowałam się na wsi (co prawda nie w latach 80, w których rozgrywa się akcja pierwszych dwóch części) i doskonalę zdaje sobie sprawę z mentalności ludności wiejskiej, która zmienia się dość powoli. Czy ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że po 30 latach powstaje 3 część? ZDECYDOWANIE NIE! Polska kinematografia ma w swojej historii zbyt wiele odgrzewanych po latach kotletów, których nie da się oglądać, w przeciwieństwie do filmów, na których bazowały. Gdy przeczytałam opis fabuły "Miszmaszu" doszłam do wniosku, że twórcy filmu wymyślili sobie scenariusz nowej komedii romantycznej i postanowili nabić sobie oglądalność wykorzystując starą historię. Zwiastun i recenzje po prapremierze także nie nastawiły mnie zbyt pozytywnie do filmu, który wczoraj wszedł na ekrany kin. Mimo wszystko, zdecydowałam się "Miszmasz" obejrzeć.

Co z tego wynikło?

Prawdopodobnie moje negatywne nastawienie doprowadziło do tego, że moja generalna opinia po obejrzeniu filmu brzmiała: "myślałam, że będzie gorzej". Nie rozczarowałam się, bo nie oczekiwałam, że zobaczę opowieść na miarę oryginału, co polecam każdemu, kto wybiera się do kina na tę produkcję. Osobiście uważam, że nowy "Kogel-mogel" jest raczej parodią, niż kontynuacją i w takiej kategorii należałoby go odbierać, aby uniknąć zawodu.

Co mi się nie podobało?

  • Fabuła jest poszarpana i właściwie się nie klei. Od początku wiadomo między kim a kim ma się pojawić uczucie, jednak historia tej miłości jest pokazana bardzo słabo - tak naprawdę bohaterowie po prostu dochodzą sobie do wniosku przy kolejnym spotkaniu, że chcieli by być razem. Ot tak, pstryk.
  • Zbyt dużo grzybów w tym barszczu - wiele wątków i postaci kompletnie niepotrzebnych, epizodów wyłącznie po to, żeby były. Ot tak, bez uzasadnienia i bez sensu.
  • Wypełniacze - twórcom najwidoczniej brakowało pomysłów na dialogi, bo co parę minut były przerwane jakąś piosenką. Samej akcji jest w zasadzie niewiele i dałoby się ją zamknąć w pół godziny, a nie 1 h 40 min.
  • Jakby za dużo słowa "jakby" - moim zdaniem, nie ma co wycierać za mocno starego tekstu, który kiedyś był zabawny.
  • Za mało emocji w dialogach - chociażby rozmowa matki z synem, który właśnie wrócił po 10 latach z zagranicy, gdzie miał studiować, a nie zrobił nic w tym kierunku, za to nauczył się palić marihuanę, nie powinna przebiegać tak spokojnie.
  • Zbyt duże emanowanie "nowoczesnością" - co chwila fotki na insta, marihuana, homoseksualizm - twórcy chyba zbyt na siłę starali się podkreślić, jak wieś przez ostatnie 30 lat się zmieniła i poruszyć jak najwięcej modnych wątków.
  • Lokowanie produktów. No było chwilami bezczelne.
  • Bardzo mało realizmu...

A co mi się podobało?

  • Świetnie pokazana relacja babcia-wnuczek. Babcia słuchająca Radia Maryja, przekarmiająca wnuka rosołkiem i pierogami, domagająca się prawnuków, pożyczająca pieniądze i ukrywająca drobne grzeszki wnusia przed jego matką. Babcia nienowoczesna, ale wyrozumiała i kochająca wnuka nad życie. A wnuczek, mimo że ma swoje za uszami, to też niewątpliwie babcie kocha, chce sprawiać jej przyjemność, grzecznie wsuwa podawane dania i zapewnia, że prawnuków się babcia doczeka. Tak właśnie powinno być :)
  • Marlenka, czyli żona Piotrusia Wolańskiego. Postać grana przez Katarzynę Skrzynecką była chyba najlepszym akcentem komicznym, a jednocześnie, mimo że wątek tych postaci był marginalny, widz może z łatwością się domyślić, czemu dawny wychowanek Kasi Solskiej wybrał sobie taką a nie inną małżonkę.
  • Barbara Wolańska będąca parodią samej siebie, jak i swojej teściowej. Tylko jej piesek mógłby być pudelkiem i wszystko by się zgadzało ;)
  • Niektóre żarty sytuacyjne.
Krótko mówiąc - "Miszmasz, czyli Kogel mogel 3" to niezbyt wymagająca komedia dla niezbyt wymagających. Na pewno nie warto jej oglądać, jeśli ma się alergię na chwilami żenujące żarty i muzykę disco-polo, bo wówczas można się tylko wkurzyć w trakcie seansu. Ale jeśli ma się ochotę na coś lekkiego, a jednocześnie chciałoby się zobaczyć jaki twórcy mieli pomysł na dalsze losy dawnych bohaterów, to właściwie czemu nie?

Komentarze